Moja waifu jest pociągiem
#1
Uwaga, to dość długi post typu „chłodna historia, bracie”. 
W sumie to nie wiem, dlaczego go wrzucam. Chyba dlatego, bo chciałem podzielić się z współużytkownikami forum długą historią o dziwnym tytule.

Jeśli rzecz potraktować chronologicznie, cała sprawa zaczęła się w 2010 roku, kiedy to na trzy miesiące udałem się do USA na work and travel. Po ukończeniu pracy zdecydowałem, że sobie użyję i objadę kraj dookoła. Nie byłem w swojej decyzji osamotniony, jednak w przeciwieństwie do innych postanowiłem to zrobić nie za pomocą samochodu (najczęściej jakiegoś starego grata kupionego za psie pieniądze i zezłomowanego zaraz po zakończeniu wycieczki), a środków komunikacji zbiorowej. Oznaczało to, że moja podróż ograniczyła się w zasadzie do największych metropolii – ale i tak było warto. Jak jasna cholera.

Z amerykańską koleją miałem do czynienia w zasadzie od początku mojego pobytu za oceanem – pociągiem kolei państwowej Amtrak przyjechałem do Williamsburga w Wigrinii, gdzie pracowałem (kursują tam dwie pary pociągów dalekobieżnych – jedna do Nowego Jorku przez Richmond, Waszyngton i Filadelfię, druga przedłużona do Bostonu) i pociągiem pojechałem do Nowego Jorku na jeden dzień, jak miałem wolne, ale, paradoksalnie, pierwsze etapy mojego Tour de America po zakończeniu pracy odbyłem przy pomocy samolotów (Newport News-Miami z przesiadką w Atlancie i Miami-Las Vegas) oraz autobusów (Las Vegas-San Francisco z przesiadką w Los Angeles – wstąpił do piekieł, po drodze mu było; niby tylko autobus, ale dla autostrady Las Vegas-Los Angeles było warto). Pierwszym etapem kolejowym był przejazd z San Francisco do Los Angeles – pokonanie tego dystansu autobusem zajęło mi sześć godzin, natomiast pociągiem miało zająć... dwanaście. No ale gdybym się przejmował takimi rzeczami, nie byłbym miłośnikiem kolei.
Amtrak nie jeździ przez San Francisco, a przyczyna tego jest taka, że miasto leży na półwyspie, a na moście Golden Gate nie ma torów kolejowych – w mieście znajduje się więc wyłącznie dworzec czołowy, na którym kończą bieg pociągi lokalnego przewoźnika Caltrain. Pociągi dalekobieżne jadą przez Emeryville i Oakland na drugim brzegu zatoki, dokąd pasażerów przywożą autobusy należące do Amtraka.
Po niewielkich perturbacjach związanych ze spóźnieniem się na autobus, poszukiwaniem alternatywnej drogi dojazdu i poszukiwaniem drogi dojścia na stację (pomógł mi m.in. kierowca czekającego na pętli autobusu miejskiego, który podwiózł mnie kawałek za darmo) dotarłem do Emeryville, gdzie powitał mnie pociąg o nazwie Coast Starlight, czyli Światło Gwiazd Wybrzeża. Już przed wyjazdem, jak przygotowywałem się do pobytu w USA, bardzo spodobały mi się momentami nieco poetyckie nazwy amerykańskich pociągów.

Tu drobna uwaga. Otóż mimo iż nie był to mój pierwszy kontakt z amerykańską koleją, był to mój pierwszy kontakt z amerykańską koleją poza wschodnim wybrzeżem. A to duża różnica.
Pociągi, które kursują do Williamsburga, przechodzą na biegnącą przez miasteczko linię z innej, znacznie ważniejszej linii, znanej jako Northeast Corridor, jako jedna z niewielu w Stanach zelektryfikowanej i wyposażonej w wysokie perony. Składają się więc z wagonów typu Amfleet, przystosowane zarówno do wysokich, jak i do niskich peronów.

[Obrazek: 70217869.jpg]
[Obrazek: dscn0124i.jpg]
[Obrazek: dscn0015nr.jpg]
[Obrazek: dscn0121b.jpg]

Tymczasem na trasach na zachód od Chicago i Waszyngtonu perony są wyłącznie niskie, wobec czego Amerykańcy nie mieli najwyraźniej nic lepszego do roboty, niż zbudować wagony przystosowane tylko do niskich peronów w celu puszczenia ich tam. W dodatku są to wagony piętrowe, w których oba piętra są pełnowymiarowe i korzystają w pełni z zalet amerykańskiej skrajni, znacznie większej od europejskiej.

[Obrazek: dscn0178h.jpg]
[Obrazek: dscn0024sm.jpg]
[Obrazek: dscn0007l.jpg]

Dodajmy też, że pomimo iż przygotowałem się merytorycznie do podróży, czytając zarówno o trasie, jak i o pociągu, to i tak cholernikowi udało się mnie zaskoczyć. Otóż powitał mnie ciągnięty przez trzy lokomotywy, każdą z innej parafii – swego rodzaju przegląd współczesnych środków trakcyjnych Amtraka.

 

Sam skład pociągu był niezwykle ciekawy. Połowa składała się wprawdzie z wagonów sypialnych (oraz będącego do dyspozycji ich pasażerów wagonu widokowo-kinowego Pacific Parlour) i była dla mnie, jako dla pasażera wagonu z miejscami do siedzenia, niedostępna (między część sypialną i „siedzialną” włączony był nieprzechodni wagon restauracyjny), ale i drugiej połowie nic nie brakowało. Jeden z wagonów miał na dolnym piętrze salon z automatami do gier, a ponadto do naszej dyspozycji był drugi wagon widokowy. A trzeba dodać, że Amerykanie w porównaniu z Polakami są wręcz emocjonalnymi ekshibicjonistami (w końcu to oni wymyślili Facebooka), więc w wagonie praktycznie cały czas toczyły się ożywione dyskusje, w których często brałem udział.

[Obrazek: dscn0178h.jpg]

Nie mogłem też narzekać na komfort.

[Obrazek: dscn0178h.jpg]

Większość trasy przesiedziałem w wagonie widokowym – powodem były nie tylko rozmowy, ale przede wszystkim widoki. Było na co patrzeć – zaczęło się mocnym akcentem w Oakland, gdzie ciężki pociąg jedzie sobie niczym tramwaj środkiem ulicy, a potem było już tylko lepiej: długi skład piął się przez pustynne góry po serpentynach na tyle ciasnych, że maszynista mógł bez większego problemu zobaczyć koniec pociągu, przejeżdżał przez tunele i po wiaduktach, by po jakimś czasie pokonać słone bagna Salinas, gdzie uchatki wylegiwały się o kilka dosłownie metrów od pociągu, a następnie przez dłuższy czas jechać brzegiem Pacyfiku na szczycie klifu.
Pociąg był w dechę. Trasa była w dechę. I przejażdżka była w dechę.

No dobra, ale to wszystko wciąż nie uzasadnia nazwania pociągu swoją waifu, prawda? Spokojnie, już do tego dochodzę...
Przewińmy nieco czas i zatrzymajmy się w roku 2013, kiedy to należałem już do boniaczowego fandomu i miałem za sobą kilka fanfików. Ostatni opublikowany, „Moja Mała Dashie: Reloaded”, dość mocno mnie wyczerpał, ale wciąż chciało mi się pisać – wobec czego postanowiłem, że następne będzie coś prostego.
Zebrałem więc drużynę złożoną z siebie i kilku kumpli, po czym postanawiliśmy, że napiszę fanfika. Taki klasyczny Human in Equestria, w którym stworzone przez nas postaci, będące awatarami nas samych, wylądują w Equestrii, a koledzy będą od czasu do czasu podrzucać mi pomysły na fabułę czy lokacje oraz pilnować, żeby ich postaci zachowywały się tak, jak powinny. Nadałem projektowi nazwę EqueTrip – przez analogię do filmu Eurotrip. Koledzy poprosili o wątki shippingowe (która to prośba została spełniona), a choć pierwotnie wydawało mi się, że jak na taki temat i czas trwania akcji (tydzień) 100 stron A4 Arialem dwunastką to będzie dużo, to fanfik rozrósł mi się do ponad 300 stron, a to, co na początku planowane było jako zakończenie, ostatecznie wypadło... w środku.
Brzmi jak recepta na porażkę, prawda?
No prawda. I do tej pory nie wiem, jakim cudem uszło mi to na sucho do tego stopnia, że dostałem za EqueTripa fanfikowego Oskara.

W fanfiku poniekąd z konieczności występowały liczne OCeki, co oznaczało, że trzeba im będzie nadać jakieś imiona. Problem jednak w tym, że zawsze uważałem, iż jestem kiepski w wymyślamiu kucom imion. Niby wystarczy dowolny angielski epitet... ale w rzeczywistości zawsze wychodziło mi coś albo łopatologicznego do bólu, albo odnoszącego się do cech, które raczej nie mogły być znane rodzicom źrebaka w momencie, kiedy ci nadawali mu imię.
Wobec tego uznałem, że będę się posiłkował nazwami amerykańskich pociągów. Podejście okazało się ze wszech miar słuszne, czego dowodem jest fakt, że wielu czytelników nie zorientowało się w tym aż do posłowia, w którym ów fakt wyjawiłem.

Imię Coast Starlight otrzymała klacz uwieczniona pośrodku tego oto obrazka:

[Obrazek: coast_starlight_and_family_by_psoras-d68itpo.png]

Nadałem jej właśnie to imię, ponieważ już na początku fanfika, choć nie wiedziałem jeszcze, jak jej historia się dalej potoczy, zdawałem sobie sprawę, że ta postać będzie miała dla mnie szczególne znaczenie. Klacz ta spotkała mojego awatara w pociągu i... nie, nie wylądowali od razu w łóżku (w całym fanfiku nie było ani jednej sceny łóżkowej – jeśli ktoś chce kopulujących koni, niech sobie włączy Animal Planet).
Nie będę tu spojlerował, ponieważ pomimo tego, co napisałem powyżej, może się zdarzyć, że ktoś jednak będzie chciał rzucić okiem na ten fanfik. Ograniczę się więc do stwierdzenia, że choć nie planowałem z nią shippingu, Coast miała w fabule szczególną rolę i w związku z tym musiała mieć określony charakter. Była więc bystra, inteligentna, a do tego ciekawska i zaradna. Resztę jej charakteru uzupełniłem tym, co pamiętałem z zachowania Amerykanek z wielkich miast – była więc szczera, bezpośrednia i niezbyt pruderyjna.
I zdaje się, że podświadomie nadałem jej charakter, który po prostu lubię u kobiet. Bo w pewnym momencie stwierdziłem: cholera, gdyby była prawdziwa – i gdyby była człowiekiem – chyba bym się w niej zakochał.

Nie lubię samego konceptu waifu. Jakiekolwiek romantyczne uczucia w kierunku jakiejkolwiek fikcyjnej (czyli, kurde, NIEISTNIEJĄCEJ) postaci są moim zdaniem wybitnie niezdrowe.
Niemniej jednak, jeśli w ogóle mógłbym użyć tego terminu, to najbliższa definicji byłaby właśnie Coast Starlight. Postać nie dość, że fikcyjna, to jeszcze wymyślona przeze mnie, co oznacza, że gdyby zastosować definicję w całej rozciągłości, byłaby to swego rodzaju mentalna masturbacja. Ale mam to gdzieś.
W tym miejscu należy zresztą dodać, że to samo uczucie sympatii, które żywię do wymyślonej przez siebie klaczy, zacząłem w trakcie prac nad fanfikiem, w miarę stopniowego przypominania sobie wycieczki po Ameryce, żywić również do pociągu o tym samym imieniu. 
I dlatego zdecydowałem się na rozciągnięcie pojęcia swojej waifu z Coast Starlight-klaczy na Coast Starlight-pociąg. Choć bowiem pociąg (w przeciwieństwie do kucyków z Equestrii) istnieje, to trudno mówić o możliwości zawarcia związku z nim w jakikolwiek realistyczny sposób.

I to w sumie tyle.



Pam-ta-ta-tam! - Konstal 105Na o powyższej wypowiedzi.

Jestem zwolennikiem linii 326 oraz przegubów na niej!
Odpowiedz
 Marchewkę przyznali   Irwin(+2) , naruciakk(+2) , Stachu(+1)



Wiadomości w tym wątku
Moja waifu jest pociągiem - przez psoras - 30-11-2015, 20:30



Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Silnik Mybb   MasterStyle By Wojtas (Krugerz)
Polskie tłumaczenie     Mybboard.pl