21-11-2015, 19:35
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21-11-2015, 20:48 przez Ścierwisław.)
Zrzędzenie czas zacząć.
Po raz kolejny serial zmaterializował z kosmicznej pustki dwie jednorazowe postaci tylko po to by okręcić wokół nich odcinek którego zakończenie było oczywiste jeszcze zanim się zaczął.
Ten odcinek to resztki po sklejaniu do kupy Rainbow Rocks. Postać jak jedna z tych śpiewających Barbie, piosenka pasuje do serialu jak widelec do gniazdka. Druga Ta z pianinem była ładniejsza, ale bardzo nadęta a zniekształcenia głosu podkopują przesłanie. W S1 serial każualnie rzucał rockowymi gitarami w MUZYCE TŁA tak żeby wtapiały się w całość. Teraz mamy plastikowy pop jako cały numer wystający z reszty odcinka jak Murzyn na Syberii. Trzy z Mane Six zdobywają teraz prestiż jakiegoś rodzaju. Ten odcinek śmiało można by oprzeć na nich zamiast wprowadzając oczorypną popiarę.
Robili odcinek o walce nowych i starych sposobów, ze staromodną, swojską postacią której krytycznie brakuje odcinków gdzie się jakkolwiek rozwija, mieli jedną całkowicie nową postać do zużycia w jakiś sposób. I tej drugiej dali cały odcinek, z pierwszej zrobili wspierającą, resztę dopchali piosenkami. TO JAK WYNALEŹĆ LEK NA RAKA, DAĆ GO PSU I STRZELIĆ SOBIE W ŁEB
O beznadziei antagonisty chyba nie muszę mówić. Konie nadal noszą za dużo ubrań. Jedyne fajne momenty jakie pamiętam to trochę Pinkie, ale bywała dużo, dużo lepsza.
Ten menedżer, Svengallop, to nawiązanie do Svengali, Żyda-hipnotyzera z powieści Trilby, który zmienia jakąś dziewczynę w wielką śpiewaczkę a potem ją wykorzystuje. TA KSIĄŻKA JEST Z 1895! Tak się powinno robić nawiązania.
Hymn Equestrii, czy co to tam jest, jak Star Spangled Banner, lubię zamysł ale sama piosenka to poraz któryś udawanie Disneya/Broadwayu.
To teraz starczy obwiesić ściany podkowami i liczyć że napisze ktoś oprócz Mianownika.
![[Obrazek: spoiler-alert.jpg]](http://www.adweek.com/prnewser/files/2014/07/spoiler-alert.jpg)