27-10-2016, 23:02
Kurwa mać.
Próbuję coś pisać, zlepić kilka literek, instrukcji, znaków, kresek w słowa, ale po zdaniu, góra dwóch tracę impet, palce robią się ciężkie jak z pieprzonego ołowiu, a mój łeb pęka jak zeppelin Hindenburg w czasie pamiętnego lotu. Zmieniam strategię, próbuję coś przeczytać - ale po kilku linijkach słowa zmieniają się w pozbawiony sensu bełkot, nieznaczący zbitek szlaczków w języku obcym jak narzecze kosmitów z jebanego Saturna. Dobra, chrzanić programowanie, chrzanić beletrystykę, chrzanić dokumentację alarmu który robię w niedzielę, zrobię cokolwiek innego.
Narysowałem kreskę i na tym się skończyło (nawet i lepiej, bo jestem beznadziejnym rysownikiem. Od przekładania moich wizji na papier by pokazać je bliźnim są inn ludzie).
Nie chce mi się totalnie nic robić. Czuję się zmęczony jak diabły, dni zlewają się ze sobą w nieodróżnialną masę, pozbawioną wrażeń, przeżyć i osiągnięć, a każdy poranek przynosi tylko większe znużenie. Wszystko jest mechaniczne jak demony, zresztą, nawet nie próbuję jakkolwiek analizować tego co mnie otacza, bo jeszcze doszedłbym do nieciekawych wniosków, a miło mi z swoim obecnym, umiarkowanym optymizmem. Jedyne na co mnie stać, to tępe odbieranie jebanych treści, niekończąca się droga na same dno swojej facebookowej tablicy, czy innego serwisu. Gorzej kurwa, za parę miesięcy uda mi się znowu wyrobić nawyk działania, a później znowu zwinę się jak budżet pod wymaganiami rządami kogokurwakolwiek.
Nawet chciałbym się wkurwić na cokolwiek, żeby przebić to jakąkolwiek emocją, ale nie jestem w stanie tego zrobić.
Próbuję coś pisać, zlepić kilka literek, instrukcji, znaków, kresek w słowa, ale po zdaniu, góra dwóch tracę impet, palce robią się ciężkie jak z pieprzonego ołowiu, a mój łeb pęka jak zeppelin Hindenburg w czasie pamiętnego lotu. Zmieniam strategię, próbuję coś przeczytać - ale po kilku linijkach słowa zmieniają się w pozbawiony sensu bełkot, nieznaczący zbitek szlaczków w języku obcym jak narzecze kosmitów z jebanego Saturna. Dobra, chrzanić programowanie, chrzanić beletrystykę, chrzanić dokumentację alarmu który robię w niedzielę, zrobię cokolwiek innego.
Narysowałem kreskę i na tym się skończyło (nawet i lepiej, bo jestem beznadziejnym rysownikiem. Od przekładania moich wizji na papier by pokazać je bliźnim są inn ludzie).
Nie chce mi się totalnie nic robić. Czuję się zmęczony jak diabły, dni zlewają się ze sobą w nieodróżnialną masę, pozbawioną wrażeń, przeżyć i osiągnięć, a każdy poranek przynosi tylko większe znużenie. Wszystko jest mechaniczne jak demony, zresztą, nawet nie próbuję jakkolwiek analizować tego co mnie otacza, bo jeszcze doszedłbym do nieciekawych wniosków, a miło mi z swoim obecnym, umiarkowanym optymizmem. Jedyne na co mnie stać, to tępe odbieranie jebanych treści, niekończąca się droga na same dno swojej facebookowej tablicy, czy innego serwisu. Gorzej kurwa, za parę miesięcy uda mi się znowu wyrobić nawyk działania, a później znowu zwinę się jak budżet pod wymaganiami rządami kogokurwakolwiek.
Nawet chciałbym się wkurwić na cokolwiek, żeby przebić to jakąkolwiek emocją, ale nie jestem w stanie tego zrobić.
![[Obrazek: sgn.png]](https://lh3.googleusercontent.com/-GZdgv1NB6pQ/VyEZGTKHJ_I/AAAAAAAAA9M/XuZ5QW-84pQg5X34Kwf8K1cpvlWpDoCwQCCo/s800/sgn.png)