26-09-2016, 21:38
Dimitri dobrze to podsumował, ale miałem napisać relację.
Kiedy jechałem na konwent, zauważyłem zwiększoną obecność kanarów i policji w mieście. Akurat się tego spodziewałem, bo od kilku miesięcy trąbią, że trzeba wyrabiać jakies hologramy na karcie miejskiej. No nieważne. Co ciekawe dookoła naszej szkoły był piknik rodzinny. Były stoiska z zabawkami i jedzeniem, kobieta robiąca koszyki z papieru i mecze na boiskach dookoła szkoły.
Na konwent dotarłem na czas. Przy akredytacji nie było kolejki, ale przy trzech akredytujących osobach i niewielkiej liczbie uczestników należało się tego spodziewać. Mnie akurat nie mogli znaleźć na żadnej liście, ale Dimitri przyszedł i nie tylko rozwiązał problem, ale nawet znalazł dla mnie przygotowany wcześniej identyfikator. Podobno była jakaś strona z rejestracją, ale nie widziałem tutaj do niej linka, a link do programu dał dopiero Accu, inaczej też bym go nie znalazł.
Tym razem mieliśmy dla siebie tylko parter (chociaż kilka osób później spało na pierwszym piętrze, a ja rozbiłem sobie namiot na drodze do sali gimnastycznej). W jednej z sal były prelekcje i mój teatrzyk, w drugiej karaoke, a w trzeciej CCG i później maraton filmowy.
Gry planszowe były na korytarzu razem ze sprzedawcami przypinek i o dziwo to zdało egzamin, a nawet cieszyły się powodzeniem. W moje Parasprite Panic ani Munchkina chyba nikt nie grał, ale za to kilka osób grało w Zimną Wojnę i coś tam jeszcze. Lepiej sprawdzają się gry z prostymi zasadami, bo jeśli kilka osób musi przeczytać po 10+ stron instrukcji, to znudzą się zanim skończą.
Karaoke sprawdziło się jak zwykle. Było wielu chętnych i przez otwarte drzwi można było posłuchać muzyki. Koło 18 była przerwa na oglądanie odcinka ze Starlight Glimmer.
O turnieju CCG ktoś mówił, że Warszawa jak zwykle wygrała i już mieli karty które były w nagrodę. Później w nocy grali sobie jeszcze na korytarzu.
W sali prelekcji najpierw było o OCkach, ale mało uważałem, bo byłem zajęty szukaniem chętnych i przygotowaniami do teatrzyku. Pod koniec ktoś opowiadał o OCkach diamentowych psach. Gdybym miał grać w RPG byłbym zaiteresowany tworzeniem postaci, ale wymyślanie skomplikowanych historii jako rozrywka jakoś mnie nie ciągnie.
Po teatrzyku i przerwie na jedzenie Plothorse opowiadał o poprzednich generacjach kucyków. Wyjątkowo dobrze się przygotował i miał notatki, a nawet wszystkie odcinki sciągnięte na dysk, żeby nie być zależnym od sieci i youtube. Jak zwykle było sporo dyskusji i próśb typu "puść fragment o tym, jak..."
Jeśli chodzi o mój teatrzyk, to na ludziach największe wrażenie zrobiło tło, ale tak ogólnie wyszło jakoś nudno i była masa niedociągnięć. Rozwinę to w wątku poświęconym teatrzykowi, ale:
* Ledwo znaleźliśmy dostateczną liczbę pomocników.
* Wielokrotnie ktoś się zgłaszał lub był zgłaszany do pomocy, ale kiedy po kilku minutach chciałem wydać mu polecenie, już był gdzieś dalej i z kimś rozmawiał. Może mam problemy z komunikacją, ale według mnie to bardziej problem z tym, że ludzie są nierozgarnięci, mało domyślni, bez inicjatywy i nie potrafią skupic uwagi na dłużej niż chwilę. Na szczęście zostało mi 1-2 pomocników.
* Sam miałem niezłe pojęcie jak to wszystko powinno działać, ale szybciej mi było samemu złożyć wszystko do kupy niż tłumaczyć ludziom jak to zrobić.
* Nie zdążyłem przeszkolić ludzi co mają robić. Problemem było na przykład to, że postacie Celestii i Luny ciągle były za nisko. Chyba ławka była za niska i należało dać ludziom krzesła albo kazać im stać.
* Na szczęście Plothorse przejął zarządzanie aktorami głosowymi. Niestety coś się zderpiło z dźwiękiem i było echo, ale nikt nie poszedł do MK.
* Przed samym przedstawieniem zrobiłem sobie przerwę techniczną. No cóż, śmierć i sranie, gdzie zastanie.
* Zabrakło 1-2 pomocników za sceną, a dziewczyna od Twilight poszła bawić się telefonem. Sam nie dałem rady wydawać poleceń aktorom od kukiełek i zajmować się rekwizytami. Skrzynię zamieniam na obrazek skrzyni.
* Powinienem był poprzedniego dnia odświeżyć sobie scenariusz, bo bez tego schrzaniłem synchronizajcę.
* Miałem apartat z trybem kamery, ale nie miałem statywu i kamerzysta narzekał, że go bolą ręce. No ale przetrwał te pół godziny i chwała mu za to.
* Po raz kolejny oberwałem za to, że to jest po angielsku, ale podtrzymuję swoją decyzję.
Z plusów:
* Udowodniłem, że da się to zrobić i potencjalnie może wyjść dosyć fajnie. Oczywiście lepsze byłyby prawdziwe kukiełki zrobione z pluszaków albo żywe aktorki w kostiumach na scenie, bo taką postacią wyciętą z kartonu można co najwyżej chodzić po scenie i ruszac nią kiedy postać mówi. No, ale tylko takie płaskie "kukiełki" jestem w stanie zrobić.
Zdjęcia: https://drive.google.com/drive/folders/0...sp=sharing
Kiedy jechałem na konwent, zauważyłem zwiększoną obecność kanarów i policji w mieście. Akurat się tego spodziewałem, bo od kilku miesięcy trąbią, że trzeba wyrabiać jakies hologramy na karcie miejskiej. No nieważne. Co ciekawe dookoła naszej szkoły był piknik rodzinny. Były stoiska z zabawkami i jedzeniem, kobieta robiąca koszyki z papieru i mecze na boiskach dookoła szkoły.
Na konwent dotarłem na czas. Przy akredytacji nie było kolejki, ale przy trzech akredytujących osobach i niewielkiej liczbie uczestników należało się tego spodziewać. Mnie akurat nie mogli znaleźć na żadnej liście, ale Dimitri przyszedł i nie tylko rozwiązał problem, ale nawet znalazł dla mnie przygotowany wcześniej identyfikator. Podobno była jakaś strona z rejestracją, ale nie widziałem tutaj do niej linka, a link do programu dał dopiero Accu, inaczej też bym go nie znalazł.
Tym razem mieliśmy dla siebie tylko parter (chociaż kilka osób później spało na pierwszym piętrze, a ja rozbiłem sobie namiot na drodze do sali gimnastycznej). W jednej z sal były prelekcje i mój teatrzyk, w drugiej karaoke, a w trzeciej CCG i później maraton filmowy.
Gry planszowe były na korytarzu razem ze sprzedawcami przypinek i o dziwo to zdało egzamin, a nawet cieszyły się powodzeniem. W moje Parasprite Panic ani Munchkina chyba nikt nie grał, ale za to kilka osób grało w Zimną Wojnę i coś tam jeszcze. Lepiej sprawdzają się gry z prostymi zasadami, bo jeśli kilka osób musi przeczytać po 10+ stron instrukcji, to znudzą się zanim skończą.
Karaoke sprawdziło się jak zwykle. Było wielu chętnych i przez otwarte drzwi można było posłuchać muzyki. Koło 18 była przerwa na oglądanie odcinka ze Starlight Glimmer.
O turnieju CCG ktoś mówił, że Warszawa jak zwykle wygrała i już mieli karty które były w nagrodę. Później w nocy grali sobie jeszcze na korytarzu.
W sali prelekcji najpierw było o OCkach, ale mało uważałem, bo byłem zajęty szukaniem chętnych i przygotowaniami do teatrzyku. Pod koniec ktoś opowiadał o OCkach diamentowych psach. Gdybym miał grać w RPG byłbym zaiteresowany tworzeniem postaci, ale wymyślanie skomplikowanych historii jako rozrywka jakoś mnie nie ciągnie.
Po teatrzyku i przerwie na jedzenie Plothorse opowiadał o poprzednich generacjach kucyków. Wyjątkowo dobrze się przygotował i miał notatki, a nawet wszystkie odcinki sciągnięte na dysk, żeby nie być zależnym od sieci i youtube. Jak zwykle było sporo dyskusji i próśb typu "puść fragment o tym, jak..."
Jeśli chodzi o mój teatrzyk, to na ludziach największe wrażenie zrobiło tło, ale tak ogólnie wyszło jakoś nudno i była masa niedociągnięć. Rozwinę to w wątku poświęconym teatrzykowi, ale:
* Ledwo znaleźliśmy dostateczną liczbę pomocników.
* Wielokrotnie ktoś się zgłaszał lub był zgłaszany do pomocy, ale kiedy po kilku minutach chciałem wydać mu polecenie, już był gdzieś dalej i z kimś rozmawiał. Może mam problemy z komunikacją, ale według mnie to bardziej problem z tym, że ludzie są nierozgarnięci, mało domyślni, bez inicjatywy i nie potrafią skupic uwagi na dłużej niż chwilę. Na szczęście zostało mi 1-2 pomocników.
* Sam miałem niezłe pojęcie jak to wszystko powinno działać, ale szybciej mi było samemu złożyć wszystko do kupy niż tłumaczyć ludziom jak to zrobić.
* Nie zdążyłem przeszkolić ludzi co mają robić. Problemem było na przykład to, że postacie Celestii i Luny ciągle były za nisko. Chyba ławka była za niska i należało dać ludziom krzesła albo kazać im stać.
* Na szczęście Plothorse przejął zarządzanie aktorami głosowymi. Niestety coś się zderpiło z dźwiękiem i było echo, ale nikt nie poszedł do MK.
* Przed samym przedstawieniem zrobiłem sobie przerwę techniczną. No cóż, śmierć i sranie, gdzie zastanie.
* Zabrakło 1-2 pomocników za sceną, a dziewczyna od Twilight poszła bawić się telefonem. Sam nie dałem rady wydawać poleceń aktorom od kukiełek i zajmować się rekwizytami. Skrzynię zamieniam na obrazek skrzyni.
* Powinienem był poprzedniego dnia odświeżyć sobie scenariusz, bo bez tego schrzaniłem synchronizajcę.
* Miałem apartat z trybem kamery, ale nie miałem statywu i kamerzysta narzekał, że go bolą ręce. No ale przetrwał te pół godziny i chwała mu za to.
* Po raz kolejny oberwałem za to, że to jest po angielsku, ale podtrzymuję swoją decyzję.
Z plusów:
* Udowodniłem, że da się to zrobić i potencjalnie może wyjść dosyć fajnie. Oczywiście lepsze byłyby prawdziwe kukiełki zrobione z pluszaków albo żywe aktorki w kostiumach na scenie, bo taką postacią wyciętą z kartonu można co najwyżej chodzić po scenie i ruszac nią kiedy postać mówi. No, ale tylko takie płaskie "kukiełki" jestem w stanie zrobić.
Zdjęcia: https://drive.google.com/drive/folders/0...sp=sharing