Ten serial za bardzo korzysta z napędu zewnętrznego!
#1
Zacząłem z Szprotem cykl na FGE, przerzucam tutaj dla dobra dyskusji. Praise.

Bądźmy szczerzy – serial od czasów drugiego sezonu podupada.Dobre odcinki to dzieło przypadku, a nie zaplanowanego procesu.  Postacie bywają kalką samych siebie, a serial przypomina metaamfetaminowo heroinowego ćpuna, który być może pamięta w czym kiedyś był dobry, ale z pewnością nie ma zamiaru do tego wrócić.

Jednak nie byłbym sobą, gdybym poprzestał na samym narzekaniu! Czas ubrać poplamione smarem, dziurawe bojówki, w kiszeń schować multimetr, klucze i parę dziwnych kawałków metalu wyglądających jak radziecka maszyna do tortur, wlać kawę do termosu i zacząć rozbierać serial za pomocą przypadkowych narzędzi. evil





TEN SERIAL ZA BARDZO KORZYSTA Z ZEWNĘTRZNYCH NAPĘDÓW

Pierwszy sezon praktycznie w całości opierał się na relacjach między postaciami. Nawet gdy pojawiała się jakaś postać bądź zdarzenie z zewnątrz, to i tak decydujące były bohaterki, ich cechy charakteru i działania. 

Przykładem odcinków o wewnętrznym napędzie, opartym na postaci bądź postaciach, było chociażby Winter Wrap Up – w tym odcinku decydująca była Twilight, która próbuje odnaleźć swoją rolę w sprzątaniu zimy. Gdyby zamienić Twilight na kogokolwiek innego, cała ta fabuła nie miałaby sensu. Perfekcyjnym przykładem jest jednak Look Before You Sleep - całą fabułę odcinka da się opisać trzema, może czterema zdaniami. Cały odcinek opiera się na relacjach Rarity i Applejack, które działają sobie na nerwy.

The Ticket Master? Początkowo ten odcinek miał mieć 12 minut, jednak został przedłużony do standardowych dwudziestu. Cała fabuła to Twilight posiadająca bilety na galę, reszta to walka jej przyjaciółek o jedną z wejściówek.




Motywy zewnętrzne, gdy się pojawiały, na ogół nie miały decydującego wpływu na fabułę. Rozwiązać problem z smokiem mogła tylko wkurzona Fluttershy, a odcinek z Gildią opiera się głównie na Rainbow Dash i Pinkie Pie. Nawet w odcinku z diamentowymi psami Rarity wychodzi z obronną ręką dzięki swojemu zadziornemu charakterowi i to ona jest w centrum uwagi widza. Proporcje akcji i przyjaźni były całkiem nieźle zachowane i nie dało się zanudzić.

W nowych sezonach odcinki na charakterach co prawda nadal istnieją, ale ustępują armiom potworów/kuzynów/rywali/przybyszy/obcokrajowców/magicznych świecideł wprowadzanych znikąd na potrzeby tylko jednego odcinka. W odcinkach pokroju Magic Duel, Wonderbolts Academy, Power Ponies, Bats, Rarity Takes Manehattan, Three’s a Crowd i tak dalej (w s3-5 jest ich razem ze 30-40) cały problem bierze się z jakiejś zewnętrznej siły która uprzykrza postaciom życie, a akcja kręci się wokół usunięcia tego problemu. Porównajmy to z Boast Busters – niby ta sama sytuacja, nowa postać bierze się znikąd i myśli że jest bossem na dzielni. Tylko że Twilight mogła ją roznieść od samego początku odcinka. Wystarczyło żeby nie bała się pokazać swojego skilla.



Ale ale, nie trzeba nawet dobrej fabuły do zrobienia odcinka na charakterach – wystarczy że fabuła będzie w tle, a najwięcej uwagi i czasu ekranowego poświęcić interakcjom postaci, które już na tych charakterach się opierają. Akcja Over a Barrel bierze się w całości z kowbojów i Indian, ale to co ożywia ten odcinek, to niepowiązane sceny z udziałem Mane Six - fabuła równie dobrze mogłaby być o czymkolwiek innym, albo mogłoby jej w ogóle nie być.  derpy1

Podobnie rzecz wygląda z pewnym segmentem Crystal Empire, gdzie mdły i patetyczny wątek Twilight przeplata się z Mane Six próbującymi jakoś zatuszować zniknięcie serca, które przynajmniej częściowo ratują ten odcinek.




Teasery odcinków (ta część przed czołówką) często są takimi właśnie scenami, i w takim Canterlot Boutique albo Hoofields and Maccolts są same z siebie lepsze od całej reszty odcinka.

Wściekłe Psy tak właśnie wyglądają – nawet nie trzeba wiedzieć o czym to jest, i przez większość czasu faktycznie nie wiadomo, bo akcja zaczyna się gdzieś w środku, a potem przeskakuje z momentu na moment i wyjaśnia się dopiero na końcu, a i tak fabuła zostaje w cieniu interakcji postaci.



Niektóre z nowych odcinków absurdalnie zbliżają się do załapania o co chodzi w kucykach, a i tak nie trafiają. duh  Amending Fences, celujące w całą atmosferę odcinka o przyjaźni, oparte na retrospekcji z S1 i wadach dawnej Twilight, robi ten sam durny błąd. Wątek Twilight kończy się zanim się zaczął, bo od samego początku wie co skopała, więc na piedestale odcinka staje recolor. Jako że recolor jest mocno uproszczoną wersją dawnej Twilight, to sama księżniczka wypada obok niej blado, i w efekcie najciekawszą postacią odcinka zostaje cholerna Colgate

Poniaki nie potrzebują dobrej fabuły, wystarczy im fabuła robiąca za zapalnik do bomby podpisanej "CHARAKTERY". Świetnym przykładem byłoby porównanie The Best Night Ever i jakiegokolwiek innego finału\premiery (nie licząc Discorda i MMC). Pierwszy opiera się na charakterach i oczekiwaniach bohaterek wobec galopującej gali, kolejne to wariacja na temat pokonania złodupca magią miłości\żoną\przyjaźnią\magią tęczy deus ex machina\nie pokonania w ogóle, bo spierniczył. Wszystko oprócz M6 jest epizodyczne i nawet w ułamku nie takie barwne jak one, chociażby dlatego że jest – werble – epizodyczne.




Odcinki opierające się o coś innego niż relacje między bohaterkami niweczą sens tego serialu, a już kompletną bzdurą jest robienie odcinków pozbawionych tego typu relacji. Dodatkowo groźne jest to, że tego typu wątki wypierają bardziej oczywiste, ciekawsze i posiadające MORAŁ - ot chociażby wciąż czekamy na odcinek w którym którakolwiek z mane 6 obawia się, że oddali się od przyjaciółek na wskutek pracy. Każda bajka może być świetna udając noir, albo superherosów, poniaki nie dość że robią to dość przeciętnie, to tym samym totalnie marnują swój gigantyczny potencjał. 

Owszem, cały czas pojawiają się dobre odcinki oparte na postaciach – ale jest ich coraz mniej. Coraz więcej odcinków opartych nie na ich działaniach, tylko na jakimś poszukiwaniu/walce/relacjach z postacią zewnętrzną, gdzie same m6 nie ma zbyt wiele do gadania.



Problemem serialu jest to, że próbuje być dobry w niszach, w których radzi sobie gorzej niż przeciętnie. Jak chcesz obejrzeć jakiś miód dla patrzał, to nikt normalny nie poleci ci My Little Pony – dla atrakcji wizualnych można oglądać Samuraja Jacka, Motorcity, Gravity Falls, albo (niestety) chińską bajkę, bo żółci obecnie przebijają białych w animacji o pięć lig światowych i ze trzy wojewódzkie.

Tymczasem ile filmów i animacji jest w stanie zapewnić fabułę, która opiera się na postaciach i jednocześnie nie jest smętnym, nudnym melodramatem?

Ludzie odpowiadając na powyższe pytanie na ogół wspominają trzy pozycje, i o dziwo, zawsze te same – Wściekłe Psy (grupa facetów siedzi w magazynie i zastanawia się kto ich wyrolował), Big Lebowsky i… My Little Pony Applejack





Siłą serialu było to, że jako jeden z nielicznych wytworów animacji, opierał się na postaciach, a nie na motywie podróży\ratowania świata. Pokazywał banalne rozwiązanie niebanalnych problemów – gdzie najczęściej morałem było porozmawiaj z przyjacielem, przyznaj się do błędu, nie zawsze trzeba mieć rację.

Kucyki nie potrzebują noiru, nie potrzebują superbohaterów, ani gigatirexów. One potrzebują problemów do rozwiązania, najlepiej swoich własnych. Jak dla mnie, po sukcesie pierwszych dwóch sezonów, najlepsze, co można było zrobić, to zwiększać stopniowo dojrzałość rozwiązań i trudności. Pokazywać, że są sprawy trudniejsze, że nawet w bajkach bohaterki mogą mieć naprawdę przepieprzone, ale jeśli będą ze sobą, to jakoś sobie z tym poradzą. Dzieci by to łyknęły spokojnie, a starsi nie mieliby wrażenia, że oglądają chałę. A jakby tak jeszcze pokazać dalsze konsekwencje czynów z odcinków, zrobić jakiś łańcuch decyzji aż do finału sezonu, to serial nie tylko by utrzymał poziom, ale mógłby go nawet podnieść. Zrobiono cokolwiek? A gdzie tam.


Pesymistycznie, czyż nie? Za dużo udziwnień i "fajnych" rozwiązań, za mało prawdziwej jakości, która wszak podbiła nasze serca.  Ale czym się tutaj przejmować, jest Luna, są backgroundy, są wybuchy i eksplozje więc bawmy się!  kłamca
Odpowiedz
 Marchewkę przyznali   Garin(+1) , Seluna(+1)
#2
Cytat: żółci obecnie przebijają białych w animacji o pięć lig światowych i ze trzy wojewódzkie.
Proszę o przykłady. Z mojej orientacji w tym klejącym się temacie wynika, że Azjatyckie bajeczki robione są na kilogramy, co odbija się na jakości. Każdego roku wychodzi około 34623 serii. I nikt mi nie wmówi, że są one bardziej dopracowane niż Zachodnie produkcje. Na poparcie prócz zmolestowanego przez lata Samuraia Jacka dodam Stevens Universe czy Over the garden wall jeśli kreska pokroju Gravity Falls Wam się przejadła. Dodatkowo jeśli chodzi o samo dopracowanie i dbałość o szczegóły Avatar.


Cytat: Ludzie odpowiadając na powyższe pytanie na ogół wspominają trzy pozycje, i o dziwo, zawsze te same – Wściekłe Psy (grupa facetów siedzi w magazynie i zastanawia się kto ich wyrolował), Big Lebowsky i… my little pony.
Ponawiam Stevens Universe, szczególnie w późniejszym stadium, nowe Looney Tunes Show. Rick and Morty tak samo, cholera jest tego sporo.

Cytat: Kucyki nie potrzebują noiru, nie potrzebują superbohaterów, ani gigatirexów. One potrzebują problemów do rozwiązania, najlepiej swoich własnych. Jak dla mnie, po sukcesie pierwszych dwóch sezonów, najlepsze, co można było zrobić, to zwiększać stopniowo dojrzałość rozwiązań i trudności. Pokazywać, że są sprawy trudniejsze, że nawet w bajkach bohaterki mogą mieć naprawdę przepieprzone, ale jeśli będą ze sobą, to jakoś sobie z tym poradzą. Dzieci by to łyknęły spokojnie, a starsi nie mieliby wrażenia, że oglądają chałę. A jakby tak jeszcze pokazać dalsze konsekwencje czynów z odcinków, zrobić jakiś łańcuch decyzji aż do finału sezonu, to serial nie tylko by utrzymał poziom, ale mógłby go nawet podnieść. Zrobiono cokolwiek? A gdzie tam.
Temat był wałkowany od wielu lat i sprawa jest prosta. Im dalej w sezony tym mniej mamy Lauren. Matki, która chciała zrobić inteligentną bajkę a nie tylko reklamę zabawek pod pozorem serialu.
Odpowiedz
#3
Proszę o przykłady. Z mojej orientacji w tym klejącym się temacie wynika, że Azjatyckie bajeczki robione są na kilogramy, co odbija się na jakości. Każdego roku wychodzi około 34623 serii. I nikt mi nie wmówi, że są one bardziej dopracowane niż Zachodnie produkcje. Na poparcie prócz zmolestowanego przez lata Samuraia Jacka dodam Stevens Universe czy Over the garden wall jeśli kreska pokroju Gravity Falls Wam się przejadła. Dodatkowo jeśli chodzi o samo dopracowanie i dbałość o szczegóły Avatar.

@Puszcza
Przyznam że sporo ludzi polecało mi właśnie Stevena, ale pierwsze sześć odcinków to ponoć kupa której nie da się oglądać - kiedyś się poświęcę i to oglądnę. Rick and Morty opiera się głównie na napędzie zewnętrznym, a nie na charakterach.  A przykłady? Evangelion, Redline, Tengen Topkek gurren langan, wszystkie te animacje posiadają eksplozje, lasery i walki które wcinają większość animacji na śniadanie. Chyba tylko Samuraj Jack jest w mojej subiektywnej opinii pobić je na głowę, mimo minimalistycznej animacji.
Odpowiedz
#4
Animacja w Stevenie nawet w kawałkach które wyraźnie pożarły dużą część budżetu jest pozbawiona dynamizmu i wagi, styl jest nie dość że bardzo uproszczony i płaski to wygląda sztucznie jak cholera, nie wspominając o paskudnych postaciach.

Dżaponia trzaska animację w takich ilościach, że nawet jeśli 99% z tego jest plastikowym chłamem na który nie da się spojrzeć, to tego dobrego 1% będzie więcej niż zachód może pomarzyć żeby przebić. Zachód nadal wierzy że animacja jest dla dzieci, ogranicza ją głównie do średniej klasy humoru i (auto)parodii, a wszelką akcję i wątki z pazurem wykłada poduszkami jak ściany pokoju bez klamek, więc trudno znaleźć budżet jak i sens animowania czegokolwiek lepszą techniką  twi2

Over the Garden Wall chociaż żywcem zjada wszystko inne, to naprawdę dobre jest co najwyżej na poziomie fabuły i pomysłów, bo jeśli myślisz że to jest dobra animacja, to radzę obejrzeć Redline i znaleźć chociaż jedną scenę z OtGW która w ogóle zbliża się techniką do tego poziomu. Bo to coś:


...nie tylko nie jest wcale genialne, ale widać że animatorzy chcieli zanimować coś o wiele lepszego niż byli w stanie, więc zniekształcali tylko kończyny płaskiej postaci żeby się wydawało że jest głębia rainderp

Avatar wygląda jak standardowa chińska bajka, oczywiście oprócz tego że walki są toczone według zachodnich standardów tworzonych przez matki i księży.

Technikę trzymają w miarę wysoko tylko Disneye, Pixary i inne DreamWorksy, które i tak rzadko imponują od czasu przerzutki na CGI i są cukieraśne jeśli nie dziecinne.

Psst, tak naprawdę zachodnia animacja jest absolutnie powalająca, ale ludzie nie wiedzą że to animacja bo ma wklejonych aktorów z greenscreena.
Odpowiedz
#5
Przestałem czytać jak już stwierdziłeś,że serial podupada od drugiego sezonu, ilość bs w tym zdaniu była zbyt duża.
Twórcy coraz lepiej sobie radzą z odcinkami, praktycznie już nie ma uczucia,że odcinek jest za krótki bo nie wmieścili lub władowali za dużo historii do jednego odcinka. Odcinki są ciekawe i zabawne szczególnie w 5 sezonie, postacie się rozwijają, nie jadą po mega sztampowych fabułach, mają co prawdą zagarnięte sztampowe pomysły ale jakoś z tego zawsze wychodzą obronną ręką i wygląda to dobrze a nie jak odgrzewany kotlet.

Bierze za dużo? Od samego początku brał tyle ile teraz bierze więc w samo sobie to się eliminuje.
Odpowiedz
#6
@Perteks
Przestałem czytać jak już stwierdziłeś,że serial podupada od drugiego sezonu,
A szkoda, może mógłbyś odpowiedzieć na nasze argumenty.

praktycznie już nie ma uczucia,że odcinek jest za krótki bo nie wmieścili lub władowali za dużo historii do jednego odcinka.
Mam takie bardzo często, w przeciwieństwie do wczesnych sezonów które przeważnie kończyły na czas.

Odcinki są ciekawe
Które?

i zabawne
Coraz więcej odcinków w których nie ma nawet z czego się śmiać.

postacie się rozwijają,
Masz na myśli te które pojawiają się w jednym odcinku a potem nie widać ich cały sezon albo dwa?

nie jadą po mega sztampowych fabułach
Widzę je cały czas.

mają co prawdą zagarnięte sztampowe pomysły ale jakoś z tego zawsze wychodzą obronną ręką i wygląda to dobrze
Wcale nie.

a nie jak odgrzewany kotlet.
Co widać po ilości fabuł sklonowanych z S1 i S2.

Bierze za dużo? Od samego początku brał tyle ile teraz bierze więc w samo sobie to się eliminuje.
Przykłady, przykłady.
Odpowiedz
#7
Przykłady, cały praktycznie świat jest w jakimś sposobie w jednym czy drugim wykorzystany z zewnętrznych źródeł, bardzo dużo wykorzystują z folkloru. Tartarus, Canterlot, (oh maj god nawet zagrywki typowo disneyowe).

Patrząc klonowanie fabuł to cały ten serial ma tylko 3 fabuły.

Ja nie wiem jak ty oglądasz skoro uważasz,że kończą się za wcześnie, jak na razie jesteś jedyną osoba która tak uważa do ogroma przeciwnych opinii jakim się spotkałem.

Może źle się sprecyzowałem z sztampowymi fabułami, mają sztampowe pomysły (prędzej czy później każdy serial przechodzi przez fazę tych fabuł) ale nie są na pierwszym planie, w większości przypadków skupia się to na postaciach.

Odcinki są ciekawe, z racji chociażby nowych gagów i pomysłów. Jak się nastawiasz,że to jest coś więcej niż bajka z fabułami na jeden max 2 odcinki to nie wiem w ogóle dlaczego zacząłeś to oglądać.

Tak postacie się w ogóle nie rozwijają, nie uczą się nie zmieniają się w żaden sposób. Oczekujesz kiepskiego fanficu gdzie nagle po jednym odcinku będzie odwrócony charakter postaci kompletnie?
Odpowiedz
#8
@Perteks
Przykłady, cały praktycznie świat jest w jakimś sposobie w jednym czy drugim wykorzystany z zewnętrznych źródeł, bardzo dużo wykorzystują z folkloru. Tartarus, Canterlot, (oh maj god nawet zagrywki typowo disneyowe)
Mówimy o fabule, nie o świecie.

Patrząc klonowanie fabuł to cały ten serial ma tylko 3 fabuły.
Jakie?

Jak się nastawiasz,że to jest coś więcej niż bajka z fabułami na jeden max 2 odcinki to nie wiem w ogóle dlaczego zacząłeś to oglądać.
Ja się nastawiam na coś podobnego do tego, co było w pierwszych dwóch sezonach i nie mam na myśli kopiowania pomysłów z tych odcinków.

Tak postacie się w ogóle nie rozwijają, nie uczą się nie zmieniają się w żaden sposób.
Kiedy/w jakim przypadku postacie się w ogóle nie rozwijają?
Odpowiedz
#9
Przepraszam nie dodałem do sarkazmu [obvious sarkazm] [/obvious sarkazm] patrząc,że drugie zdanie jest zaprzeczeniem pierwszego to miałem nadzieje,że tak oczywisty sarkazm jest widoczny.

Walka przeciwko komuś dochodząc do tego,że pokonują go wspólnie
Załamanie nerwowe/problem lub skupienie się na wadzie którejś z postaci i eksploatowanie jej + rozwiązanie go
I coś jeszcze pewnie ale właściwie w tych 2 pokryłem większość
Uogólniłem to tak bardzo jak wy to robicie.

Czyli chciałbyś by postacie cofnęły się w rozwoju i poznawały się na nowo, dobra mogę się zgodzić,że brakuje bardziej odcinków gatunku slice of life ale to nie jest wina korzystanie z zewnętrznych źródeł :P

Fabuła też jest zerżnięta nie raz z folkloru, cały canterlot wedding to był zponiaczowany folklor, odcinek z Coloraturą (czy jak ona tam się zwie) jest garściami brany z Trillby. Dużo tego jest :P
Odpowiedz
#10
@Perteks
Napisz pan posta z czymś oprócz bezpodstawnych ogólników to pogadamy, bo już teraz zeszło to do poziomu szermierki słownej. W sumie mógłbym walnąć artykuł o tym jak rozwój postaci i powtarzalność fabuł wygląda w serialu. Also, źle w ogóle rozumiesz znaczenie "zewnętrznego źródła napędu" w moich i Arwina pisaninach.
Odpowiedz
#11
Chcesz napędu, popyt, kto tworzy popyt? Masz odpowiedź, jakoś nadal to oglądasz
Odpowiedz
 Marchewkę przyznali   Kamil-Maciej(+1)
#12
Różni ludzie oglądają MLP z różnych powodów i mają odbiór na różnym poziomie. Niektórym najbardziej będzie zależało na tarciach między postaciami, innym na rozwijaniu uniwersum, a jeszcze innym na tęczy.

Muszę powiedzieć, że mi osobiście nie podoba się strona, w którą stronę zmierza serial (w przeciwieństwie do filmów). Jednak nie próbuję na tej podstawie wydawać jakiegoś pseudo-obiektywnego werdyktu na temat ogólnie przyjętej jakości serialu.

Przy okazji chciałbym dopowiedzieć, że rzeczywiście, serial bardziej korzysta z zewnętrznych napędów, i że rzeczywiście charaktery głównych bohaterek są trochę marnowane. JEDNAK, correlation doesn't mean causation. Powiedziałbym, że to raczej kwestia tendencji związanych ze zmianami w kadrze. Jako argument podam 3 sezon. Niby żałosny, a zewnętrznych napędów za bardzo sobie nie mogę przypomnieć. Po prostu scenarzyści potracili swoje supermoce wraz z odejściem Lauren, a nowi ich po prostu nie otrzymali.

Chyba gdzieś do mych oczu doszedł argument, o tym, że ludzie którzy to oglądają lubią to głównie dlatego, że podobał im się 1' i 2' sezon - a co za tym idzie - podobały im się głębokie interakcje między postaciami. Jednak (znów), należy zwrócić uwagę, że nadal takim ludziom podobają się odcinki nie zawierających takowych (ocena finału 5 sezonu na mlptrollska), więc nie jest to taka trywialna korelacja. 1' i 2' sezon zawierały bowiem duuużo więcej niż tylko interakcje.

Przy okazji warto pomyśleć, czy na pewno mój (czyt. Twój) sposób odbioru serialu jest lepszy niż odbiór serialu innych. Odpowiedź na to pytanie jest chyba mniej trywialna, niż nasze ego by tego pragnęło.

A co do stagnacji w serialu, to jestem bardzo przeciw. Np. FHfIF na stagnacji dużo traci, odcinki po 2 sezonach robią się powtarzalne. A rozwijanie postaci bez tych tzw. zewnętrznych napędów jest chyba trochę trudniejsze, jako że ogranicza dziedzinę w której możemy rozpatrywać charaktery bohaterów.
Odpowiedz





Użytkownicy przeglądający ten wątek:

Silnik Mybb   MasterStyle By Wojtas (Krugerz)
Polskie tłumaczenie     Mybboard.pl